wtorek, 18 grudnia 2012

5.

Nie wiedziałam, dlaczego się przy nim tak czuję. Kiedyś, w dzieciństwie, doświadczyłam czegoś podobnego – spadłam wtedy z drzewa, na które bezustannie się wspinałam, prosto na brzuch. To było to uczucie – jakby nagle zabrakło powietrza do oddychania. Żar rozgrzewający krew, prąd ożywiający każdą komórkę ciała. Miałam ochotę chwycić za szklankę z wodą, ale wiedziałam, że jej chłód nie ostudzi gorąca płonącego we wnętrzu.
    Pochyliłam się nad stołem, udając, że nie zwracam na niego uwagi.
    - Dzień dobry – przywitał mnie uprzejmie, chociaż miałam wrażenie, że w jego głosie dźwięczy nutka ironii.
    Dźwięk jego głębokiego barytonu był, wbrew pozorom, tak nieoczekiwany, że gwałtownie szarpnęłam głową. Ten ruch spowodował, że jego dłoń zaplątała się w jedwabistej gładkości moich włosów. Przez chwilę trwałam jak zaczarowana, później odważyłam się rzucić mu spojrzenie spod rzęs. Moje powieki zatrzepotały jak skrzydła motyli. Wpatrywał się w moje ciemne sploty… zafascynowany? To było elektryzujące. Już dawno nie czułam takiej ciekawości, co zdarzy się dalej.
    - Pachniesz jak angielski ogród w środku lata – powiedział cicho, głosem, od którego przebiegł mnie niekontrolowany dreszcz.
    Nie wiedziałam, co powiedzieć. Cóż, jak zwykle. Przeklinając w duchu swoją nieśmiałość i niezręczność, wyswobodziłam się z jego dotyku. Odrzuciłam głowę do tyłu, włosy polały się ciemną kaskadą po ramionach. Rychło wczas. Priscilla już dostrzegła, co się dzieje, i ruszyła w naszą stronę. Ta kobieta potrafiła zachowywać się jak sęp krążący nad padliną.
    - Pani burmistrz – przywitałam ją. Rzuciła mi zimny uśmiech, by po chwili, zwracając się do Doriana, przybrać olśniewający wyraz twarzy.
    - Ach, tu pan uciekł – zaszczebiotała. – To takie dziwne, widzieć pana dobrowolnie rozmawiającego z kobietą. Zaczynałam się już martwić, że jest z panem… coś nie tak.
    - Doprawdy? – rzucił z podejrzaną uprzejmością Dorian. Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie, podczas gdy Priscilla kontynuowała swoje wynurzenia.
    - Zimny jak pustynna noc, tak o panu mówią! – zrobiła efektowną pauzę, jednak gdy nie doczekała się zamierzonego efektu, dodała, wyraźnie zawiedziona:
- Nie martwi to pana?
    - Dlaczego miałoby martwić? – zdziwił się. – To przecież prawda.
    Priscilla najwyraźniej zapomniała języka w gębie. Z przyjemnością obserwowałam efekt.
    - Och… wie pan… - zaczęła.
    - Widziałem, co miłość potrafi zrobić z człowiekiem, i nie mam ochoty zmieniać swoich poglądów – przerwał jej chłodno, po czym, zwracając się do mnie, powiedział z, o dziwo, niekłamaną uprzejmością:
- Przejdziemy się, Rose?
    - Ja… Tak. Tak. – odpowiedziałam.

Przyglądałam mu się ukradkiem, kiedy spacerowaliśmy. Właściwie rozumiałam zainteresowanie Priscilli. Był taki… harmonijny. Przystojny, perfekcyjnie elegancki. Surowe, piękne rysy. Rozświetlone oczy. Lekki wiaterek targał mu włosy, a na twarzy pojawiły mu się zabójcze dołeczki. Biła od niego silna, dominująca aura, tak, że zaczęłam się zastanawiać, jak wszedł do domu bez wstrząsania jego fundamentami. Nigdy, w całym swoim życiu, nie widziałam nikogo podobnego do niego.
Ani tak porażającego uśmiechu, jak ten, którym mnie obdarzył.
- Opowiedz mi coś o sobie, Rose – powiedział, przerywając mi moje rozmyślania.
- Och – byłam zaskoczona. – Mam wrażenie, że wiesz o mnie całkiem sporo.
- Naprawdę? – odparł, a ja pomyślałam, że jego skłonność unikania odpowiedzi jest irytujące. Kiedy jednak się uśmiechnął, zapomniałam o tym natychmiast.
- Co chciałbyś wiedzieć? – zapytałam.
- Hm… - sprawiał wrażenie, jakby się zastanawiał. – Lubisz chodzić boso po deszczu?
Zaskoczona, wpatrywałam się w niego z otwartymi ustami. Ze wszystkich możliwych pytań… Do diabła, co było w tym mężczyźnie?
- Tak. Tak, lubię – powiedziałam, kiedy już otrząsnęłam się ze zdziwienia.
- To dziwne, że stąd wyjechałaś – skwitował z lekkim uśmiechem. – Czułabyś się jak w raju. Od jakiegoś czasu pada niemal nieustannie.
Milczałam. Spuścił spojrzenie na moje wargi, sprawiając, że miałam ochotę je oblizać.
To było krępujące… ale w pewien sposób także podniecające.
    - Więc, co właściwie dzisiaj świętujemy? – zapytałam, chcąc przerwać milczenie. – Należysz do rodziny założycieli, na pewno wiesz, jak to miasto powstało?
    - Nie słyszałaś nigdy tej historii? – zdziwił się.
    - Wyjechałam, kiedy byłam mała – wyjaśniłam. – Nie interesowałam się wtedy specjalnie takimi rzeczami.
    Spojrzał na mnie z namysłem.
    - Usiądź – wskazał pobliską ławkę. – Opowiem ci.